Kobieciarz Snaporaz (Marcello Mastroianni), poznawszy kolejną piękność, zapędza się za nią do miasta kobiet. Tam natrafia akurat na kongres feministek. Niechcący staje się obiektem pożądań, ścigany, prześladowany i zagrożony przez agresywne kobiety. W sekwencjach filmu "Miasto kobiet" Fellini każe potykać się swojemu bohaterowi o dziwaczne męskie fantazje.
Większość facetów sądzi, że film ukazuje fantazje erotyczne faceta w średnim wieku. Nie bardzo rozumiem, jakie to niby fantazje? tu nie ma trójkącika i miłej sielanki (jakoś pod koniec jest mała orgia) ale przedtem facet musi przejść prawdziwe piekło. Chyba żaden facet nie chciałby się zmierzyć z rozwścieczonymi...
jest to nudne i pretensjonalne i bazuje tylko na nazwisku reżysera - zrobiłby to Uve Boll albo Pujszo i okrzyknięto by to gniotem wszechczasów
Nie pojmuję skąd tyle niechęci wobec tego filmu. Osobiście podobał mi się bardziej niżeli nawet "La Strada".
"Miasto kobiet" postrzegam też jako swoistą kontynuację "Osiem i pół", są tu wątki, które jednoznacznie kojarzą się z arcydziełem Felliniego z 1963.
Poza tym w obu główne role grał Marcello Mastroianni.
Obraz będący istną psychoanalizą umysłu samczego. Robi wrażenie powtarzalności, gdy widziało się przede wszystkim
"8 i pół". Wkracza tylko na całość w temat kobiet. Wydaje się tylko zbyt autobiograficzny, nieco mnie to raziło. Zachwyca
przede wszystkim obrazem, przenikaniem się światów, zaskakującymi zwrotami,...